2 dni w stolicy Litwy i nowe smaki (połapały).
Akademik,
w którym w piątek wieczorem nie ma imprezy. Niemożliwe? A jednak, tak
właśnie wygląda akademik Uniwersytetu Wileńskiego. Jest mnóstwo także
rzeczy, które mogą zaskoczyć w Wilnie nawet bardziej. W centrum brakuje
wyznaczników zachodniej cywilizacji, dzięki którym wszędzie czujemy się
jak w domu, nie ma: Tesco, KFC, miliona galerii handlowych, ZARY, New
Yorkerów i innych ukochanych, swojskich miejsc. Po 22 nie można nigdzie
kupić alkoholu, a taki zakaz niesie ze sobą mnóstwo problemów. Na
ulicach jest mało turystów, rzadko słyszy się obcy język. To miła
odmiana po zatłoczonych ulicach Krakowa, gdzie o 12 w dzień i w nocy
ciężko się przedostać z jednej strony rynku na drugą bez wymijania grup
robiących sobie zdjęcia. Dużo pięknych miejsc, starych kamienic z
czerwonymi dachami, wąskich uliczek i romantycznych, malutkich knajpek.
Jest spokojnie, wręcz sielankowo. Nie licząc oczywiście Litwinów, którzy
nie kryją się z niechęcią do Polaków. Gdzieś pośród tego wszystkiego
jest miejsce na wspaniałą litewską kuchnie, która jest dla mnie
odkryciem roku Niestety przez 2 dni nie byłam w stanie spróbować
wszystkiego czego bym chciała, ale i tak uzbierała się całkiem pokaźna
galeria smaków!
Bulviniai blynai czyli placki ziemniaczane z kminkiem
Kibinas czyli pieróg z nadzieniem z mielonego mięsa i cebuli, pieczony w piekarniku
Gira, czyli kwas chlebowy, który moim zdaniem (niestety tylko moim) jest pyszny i idealnie gasi pragnienie w upalny dzień.
Litewski chleb, bardzo wilgotny i mocno kminkowy. Nawet z śmietankowym serkiem lub najtańszym pasztetem smakuje wyśmienicie!
Piwsko i piweczko. Pszeniczne, bardzo popularne, podawane z cytryną, ale niestety jest pszeniczne, więc z założenia musi być ohydne. Ale za to ciemne piwo bardzo pyszne!
I jest mój faworyt, czyli Saltibarsciai. Chłodnik litewski z buraków i świeżego ogórka, podawany z ziemniakami posypanymi koperkiem, śmietaną i cząstką jajka. Obowiązkowo dostaje się do niego ciemne i jasne pieczywo. Chłodnik jest fantastyczny! Z przyjemnością wróciłabym do Wilna, żeby jeszcze raz go spróbować.
Cepeliny czyli ziemniaczane kluski z farszem z mielonego mięsa, podawane z kwaśną śmietaną. W wersji zapieczonej w piekarniku.
Oraz smażonej na głębokim tłuszczu.
Ukoronowaniem smakowej podróży jest wąsaty 45% Gin, po którym bardzo szybko robi się wesoło, ale niestety ciężko się wstaje (doświadczyłam tego dziś). Dużo słodszy niż dostępne u nas Lubuskie czy Seagram's więc idealnie komponuje się z gorzkim tonikiem. Idealny prezent dla fanów jałowca w każdej alkoholowej wersji, dodatkowo ma cudną butelkę xD
Z zasady miał to nie być blog ujawniający twarz, ale I can't help myself i muszę wstawić bardzo śmiesznego gifa spod pomnika Giedymina, który był świetnym dyplomatą, dlatego stoi obok konia.
A ja chcę WIĘCEJ, WIĘCEJ i CZĘŚCIEJ CZĘŚCIEJ!
OdpowiedzUsuńBędziemy się częściej odzywać w tym miesiącu. Obiecujemy poprawę ;)
Usuń