środa, 20 maja 2015

Wołowina po burgundzku



Są przepisy, do których zbieram się miesiącami. Bardzo długo marzyłam o przyrządzeniu wołowiny po burgundzku, ale każda okazja wydawała mi się zbyt błaha dla tego dania.
Ostatecznie film Julie vs. Julia obejrzany jeszcze zimnym marcowym wieczorem przekonał mnie, że święta wielkanocne to najlepszy czas na przygotowanie tej wykwintnej potrawy.

Jest to koronne danie kuchni francuskiej, pełne głębokiego i intensywnego smaku czerwonego wytrawnego wina, przełamane słodkością pieczonych marchewek i doskonałe dzięki idealnie kruchym pieczarkom. Długie i powolne pieczenie sprawia, że wołowina rozpływa się w ustach. Doskonałym dodatkiem jest po prostu chrupiąca domowa bagietka (u mnie z przepisu Kwestii Smaku), ale świetnie będą też pasować pieczone ziemniaki, ryż czy kasza. Nie jest to jednak tani obiad, chociaż taką porcją spokojnie nasyci się 6 - 8 osób. Lista składników jest dość długa, a i ich ceny są stosunkowo wysokie. Dlatego wołowina po burgundzku potrzebuje specjalnej oprawy. Niech leje się czerwone wino, a na białym wykrochmalonym obrusie stoi najlepsza zastawa. Zatrzymajmy się, by cieszyć się piękną i magiczną chwilą. Bo taki gulasz przygotowuje się dla ludzi, których się szczególnie kocha.

Polecam to danie na wyjątkową, ważną okazję. Niech uświetni wasze stoły podczas rocznicy ślubu rodziców, urodzin ukochanej babci czy przyjęcia urodzinowego. Jest pełne aromatów i eleganckie. A pachnie tak wspaniale, że nie sposób nie poprosić o dokładkę.

Składniki

1 - 1,2 kg wołowiny do gulaszu, np. udźca
250 gramów wędzonego surowego boczku (może być w kawałku lub w plastrach)
6 szalotek (około 0,5 kg)
250 gramów małych pieczarek
2 duże marchewki pocięte w plastry
1 butelka wina
1 - 1,5 szklanki bulionu
3 ząbki czosnku
2 listki laurowe
3 ziarenka ziela angielskiego
1 łyżeczka suszonego tymianku
0,5 łyżeczki suszonego rozmarynu
sól i pieprz
olej rzepakowy do smażenia
2 łyżki masła
natka pietruszki
ręczniki papierowe


Przygotowanie:


Wołowinę umyć, pociąć na duże kawałki i dokładnie osuszyć papierowym ręcznikiem.
Boczek pokroić w drobną kostkę, szalotki na ćwiartki, marchewki na plastry. Na dużej patelni podsmażyć boczek i przełożyć go do dużego naczynia żaroodpornego z grubym dnem. Na tłuszczu wytopionym z boczku szybko podsmażyć cebulę i zmiażdżone ząbki czosnku, a potem również przełożyć je do garnka.

Następnie dodawać po łyżce oleju i odrobinie masła, mocno rozgrzać i smażyć kawałki mięsa na brązowo. Pamiętajcie, mięso nie może się dotykać, bo temperatura na patelni spadnie i zacznie się dusić. Julia Child obcięłaby za to ręce! Mięso smażyć partiami, porządnie solić po zdjęciu z patelni i przekładać do naczynia z warzywami. Jest to najbardziej żmudna i pracochłonna część gotowania tego wspaniałego dania.

Kiedy całe mięso będzie podsmażone dodajemy zioła: listki, ziele, całe ziarna pieprzu, tymianek i rozmaryn oraz pokrojoną marchewkę. Na patelnię przelewamy bulion i delikatnie podgrzaamy, aby zebrał cały tłuszcz ze smażenia, a potem zlewamy do naczynia. Następnie wlewamy podgrzane wino. Jeśli całe się nie zmieści od razu, można dodawać je stopniowo.

Naczynie należy przykryć i wstawić do rozgrzanego do 170 stopni piekarnika. Po około godzinie dodać pieczarki i piec jeszcze dodatkową godzinę lub godzinę i pół. Po tym czasie mięso będzie się rozpływać w ustach! Teraz jest czas na dodanie odpowiedniej ilości soli, gulasz potrzebuje jej naprawdę dużo. Każdą porcję wołowiny po burgundzku posypujemy posiekaną pietruszką, dzięki temu wygląda pięknie i smakuje świeżo.


Smacznego!

Korzystałam z przepisu Natalii z Poezji Smaku



wtorek, 5 maja 2015

Jak mądrze robić zakupy


Cześć! Dziś kilka wskazówek dotyczących mądrych zakupów. Mądrych, czyli takich, które nie zabierają ogromnej ilości czasu i pieniędzy, a pozwalają napełnić lodówkę i spiżarnię fantastycznymi produktami wysokiej jakości.

Planuj swoje zakupy!

Planowanie to najważniejsza część zakupów! Bez listy czuję się w sklepie jak dziecko we mgle, zamiast konkretnie i szybko załatwić sprawę, szwendam się między półkami i wrzucam do koszyka wspaniałe "okazje" zapominając o podstawach. Dlatego zanim wybiorę się na duże zakupy (zazwyczaj raz w tygodniu) robię przegląd lodówki, zamrażalnika i szafek z zapasami.
Później mniej więcej planuję co chcę jeść w najbliższym tygodniu (obiady i drugie śniadania w pracy) i już wiem co trzeba kupić.

Stwórz swoją bezpieczną bazę produktów

Czyli listę rzeczy, z których zawsze możesz coś ciekawego przygotować lub po prostu wziąć ze sobą do pracy. Dla mnie i Tomka takimi produktami są: twaróg, jogurty naturalne, mozzarella, makaron dobrej jakości, oliwa z oliwek, pumpernikiel, warzywa, pomidory w puszce, jajka. Przy każdych zakupach te produkty lądują w koszyku, a my czujemy się bezpiecznie, bo nawet w przypadku nagłego ataku wilczego głodu możemy w kilka chwil przygotować coś dobrego bez wychodzenia z domu. Np. makaron z sosem pomidorowym, jajka w pomidorach czy omlet. Co tydzień zmieniają się dodatki, raz kupujemy zieloną sałatę, raz zajadamy się rukolą, a innym razem wcinamy białą kapustę.

Korzystaj z promocji, ale rozważnie!

Mieszkam koło Almy i to w tym sklepie najczęściej robię zakupy. Często korzystam z promocji, ale nigdy nie kupuję więcej niż jesteśmy w stanie zjeść. Jeśli w promocji jest mój ulubiony włoski makaron kupuję od razu kilka paczek, tak samo postępuję w przypadku pomidorów w puszce, kasz, ryżu czy puszkowanych ryb. Często kupuję w promocji rzeczy, które w normalnej cenie są dla mnie drogie. Dzięki temu sięgam po smaczniejsze i lepsze produkty i nie rujnuję swojego portfela. Nie kupuję dużych ilości świeżych warzyw, jeśli nie mam pomysłu na ich wykorzystanie i wiem, że nie zdążę ich zużyć przed zepsuciem. Warzywa czy wędliny lepiej kupować w mniejszych ilościach i często. Chociaż polecam w ogóle przestać kupować te ostatnie, bo ich jakość jest coraz gorsza i naprawdę ciężko znaleźć smaczną kiełbasę, czy szynkę z dobry składem.


Pamiętaj o różnorodności

Każde nawet najlepsze danie po pewnym czasie zaczyna się nam nudzić. Nie przesadzaj więc z częstotliwością gotowania ulubionych potraw. Ja np. bardzo lubię twaróg wymieszany ze śmietaną, kawałkami rzodkiewki i szczypiorkiem, ale często doprawiam ser świeżą bazylią i suszonymi pomidorami lub czerwoną papryką i plastrami świeżego chrupiącego ogórka. Dzięki temu biały ser nigdy mi się nie przejada i zawsze traktuję go jako rarytas. Chociaż bardzo lubię makaron, nie jem go częściej niż raz w tygodniu. I to samo polecam Wam. Raz kasza jaglana, raz razowy makaron, raz pieczone ziemniaki.


Zrób listę swoich ulubionych dań oraz tych, które chcesz zrobić w najbliższym czasie

Ten punt nierozerwalnie wiąże się z bezpieczną bazą produktów. Dla niektórych makaron ze szpinakiem czy pierś z kurczaka z grilla to standardowe, niemalże codzienne pozycje w obiadowym menu. Posiadam też listę takich dań, np. stek, pieczony pstrąg czy grillowany łosoś, czyli bezpieczne wybory, ale lubię stawiać sobie kulinarne wyzwania i przynajmniej raz w tygodniu przygotowuję zupełnie nową potrawę, która z czasem może wylądować na "bezpiecznej" liście. Dzięki cotygodniowym eksperymentom nauczyłam się robić fantastyczne curry, gulasz z cieciorki czy zupę brokułową oraz otworzyłam się na zupełnie nowe i ciekawe smaki.

Wykorzystuj resztki i dokupuj tylko to co musisz

Mieszaj, miksuj, dodawaj, twórz swoje ulubione kompozycje. Z doświadczenia wiem, że prawie wszystko zapakowane do placka tortilli lub naleśnika smakuje pysznie. Chyba, że jest to pasztet...
Bardzo rzadko wyrzucam jedzenie. Po pierwsze przez to, że nauczyłam się efektywnie robić zakupy i nie kupować więcej niż potrzebuję, a po drugie dlatego, że zawsze wykorzystuję resztki. Końcówka sałatki colesław doskonale smakuje w kanapce z szynką, odrobina domowego masła orzechowego ożywi nawet najprostszy sos sałatkowy, a kromki czerstwego chleba świetnie się sprawdzą w roli grzanek z oliwą i mozzarellą lub domowej bułki tartej.


A jakie są Wasze patenty na udane zakupy? Który z punktów wykorzystujecie u siebie?



niedziela, 3 maja 2015

Tort czekoladowo-miętowy


Tort czekoladowo-miętowy, który na zawsze zostanie dla mnie tortem niezgody.

Pierwszy raz

Smak pastylek After Eight albo się kocha albo nienawidzi. Mało kto pozostaje wobec niego obojętny. Znam dwóch największych fanów tych słodyczy, mojego Tatę i mojego chłopaka, który jeśli ma tylko okazję zawsze wybiera miętowe lody, czekolady i batoniki. Przygotowując dla ostatniego urodzinową niespodziankę wiedziałam, że muszę ten smak wykorzystać. Znalazłam na Moich Wypiekach odpowiedni przepis, kupiłam składniki, chytrze ukryłam je w czeluściach lodówki i przygotowałam wymarzony tort. Pierwszy raz wyszłam poza bezpieczny i znany mi teren tortów na biszkopcie ze śmietankowym kremem i kwaskowymi owocami. Tort wyszedł naprawdę wspaniały, mocno czekoladowe ciasto, orzeźwiający, lekki krem i polewa z gorzkiej czekolady. 
Podczas urodzinowej imprezy wszyscy go chwalili, komentowali i prosili o dokładkę, a ja sama w życiu nie byłam bardziej dumna ze swojego wypieku! Czym prędzej chciałam go znów przygotować i umieścić na blogu.

Drugie podejście i totalna katastrofa

Urodziny Taty, fana czekoladowo-miętowych cukierków i miętowych likierów to chyba doskonała okazja do przygotowania tego ciasta, prawda? Znów zabrałam się za "knucie" i skrycie kupowałam składniki dzieląc się z Mamą zadaniami.

Jadąc do domu byłam więc podekscytowana, przekonana że zdjęcia wyjdą wspaniałe, a Tata będzie szczęśliwy. Po wejściu do domu zauważyłam przykryty pod bawełnianą ściereczką kakaowy biszkopt. Wyrośnięty, dostojny i piękny jak nigdy wcześniej i moją Mamę, która chciała podobno odciążyć mnie od obowiązku pieczenia blatów do ciasta. Każdy kto mnie zna wie, że dla mnie to niedźwiedzia przysługa. Kocham piec i lubię wszystkiego sama dopilnować! Łzy cisnęły mi się do oczu, bo umawiałyśmy się na coś innego, a moja Mama musiała postawić na swoim. Zamiast super ekscytującego kulinarnego przeżycia znów robiłyśmy tort o smaku takim jak zawsze: śmietanka, kawa, kakao i kwaśny mus porzeczkowy. 

Nie żeby te smaki były złe, o nie. Są doskonałe, ale zawsze te same. Pieczemy w domu torty przynajmniej 4 razy do roku i zawsze smakują tak samo - albo krem jest kawowy, albo biszkopt nasączony jest kawą i posypany warstwą tartej czekolady, albo śmietanka ma w sobie kawałki czekolady. To nasz domowy cukierniczy comfort zone. Tort prezentował się w ten sposób, śliczny jak zawsze. 





Niestety cały weekend nie mogłam Mamie wybaczyć, że pokrzyżowała mi plany. Docinałam jej w każdym możliwym momencie, złośliwe komentarze same cisnęły mi się na usta, a ja nie mogłam przełknąć tej strasznej dla mnie straty. Całe 2 dni myślałam o torcie i o tym, że muszę koniecznie czym prędzej go upiec i zrobić na złość Mamie. Aż mi wstyd za tę motywację...

Sukces i pełna satysfakcja?

W zeszłą niedzielę wpadli do mnie rodzice. Postanowiłam czym prędzej zabrać się za ciasto. Wstałam o 7, pobiegłam do sklepu i zabrałam się za pieczenie. Towarzyszyły mi mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo cieszyłam się z tego wspaniałego tortu, z drugiej źle mi było z emocjami, które towarzyszyły drugiej "nieudanej" próbie. Postanowiłam przeprosić Mamę za paskudne zachowanie i pełne goryczy docinki dla jej bezpiecznych smaków i rządzenia we własnej kuchni. W końcu to jej kuchnia, a ja nauczyłam się tam prawie wszystkiego. Przy rozmowie dowiedziałam się, że Mamie wcale nie było miło z wspomnieniem nieszczęsnego tortu i było jej zwyczajnie przykro.


Wnioski na przyszłość

Czasem warto opuścić swoją strefę komfortu i spróbować nieco innych wrażeń, smaków i doznań. Nie wolno jednak nikogo zmuszać do czegoś na co nie jest gotowy. Dla jednych zmiana rodzaju masła lub sposobu smażenia jajecznicy to już duży szok, a inni (w tym ja) nie lubią dwa razy chodzić tymi samymi kulinarnymi ścieżkami. Zamiast się boczyć i wzniecać w sobie żar złych emocji, złości i goryczy lepiej po prostu się dogadać. I to tego Was wszystkich zachęcam. Nie pieczcie nikomu na złość, to się zwyczajnie nie opłaca. 

Wracając do tortu...

Jest naprawdę wyjątkowy. Myślę, że posmakuje nawet tym, którzy omijają miętowe lody szerokim łukiem. Wbrew pozorom jest bardzo prosty w przygotowaniu, a prezentuje się naprawdę wspaniale. Nigdy wcześniej nie jadłam podobnego ciasta, intensywnie czekoladowego, gęstego, ale jednocześnie lekkiego jak piórko. Żaden tradycyjny biszkopt nie dorasta mu do pięt! Kto z Was się na niego skusi? Z podanej poniżej proporcji wychodzi tort dla 8-10 osób.



Składniki na formę 18 cm:

Ciasto:
3/4 szklanki mąki pszennej 
1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/3 kostki masła
1/2 tabliczki gorzkiej czekolady
1/3 szklaki kakao
2 średniej wielkości jajka
1/2 szklanki cukru
2-3 łyżki cukru z wanilią
1/3 szklanki kwaśnej gęstej śmietany 18%

WSZYSTKIE SKŁADNIKI MUSZĄ BYĆ W TEMPERATURZE POKOJOWEJ

Masło i czekoladę rozpuścić na małym ogniu lub w kąpieli wodnej, dodać przesiane przez sito kakao, odstawić do przestudzenia.

Mąkę, sodę i proszek do pieczenia przesiać i odstawić.

Jajka ubić z cukrami na gęstą puszystą masę. Dodać przestudzoną czekoladę i zmiksować mikserem.

Następnie dodawać raz łyżkę śmietany, raz łyżkę przesianej mąki z proszkiem i mieszać szpatułką lub łyżką, nie mikserem. Ciasto ma zbitą, dość gęstą konsystencję. Przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia i piec około 45-50 min w 170 stopniach. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i stopniowo studzić ciasto. Najpierw trzymać w zamkniętym piekarniku przez 5-7 min, później delikatnie uchylić drzwiczki na 5-7 min, następnie całkowicie otworzyć drzwi piekarnika. Po 10-15 minutach studzić ciasto na kratce aż będzie lekko ciepłe. Wtedy można je wyjąć z formy i odstawić do całkowitego wystudzenia.

Nasączenie:
1/2 szklanki wody
kilka kropel miętowych (zwyczajnych z apteki za 3 zł)
opcjonalnie likier miętowy*

Kiedy ciasto czekoladowe będzie całkowicie zimne, można je przeciąć ostrym i długim nożem na 3 części. Każdą część delikatnie nasączyć. Ciasto samo w sobie nie jest suche jak biszkopt.
Pamiętajcie, że na wierzch najlepiej będzie się nadawać idealnie płaski spód.
*można też użyć zaparzonej miętowej herbaty lub świeżej mięty

Zielony krem miętowy
250 gramów mascarpone
200 ml śmietanki 36%
1,5 łyżki cukru pudru
1 tubka zielonego barwnika Dr'Oetkera (nie mam doświadczenia z innymi)
krople miętowe do smaku (u mnie około 35-40)

Zimną śmietankę, mascarpone i cukier zmiksować razem, dodać barwnik. Do zielonego kremu dodawać krople do smaku. Krem podzielić na 3 mniej więcej równe części.

Na pierwszy nasączony blat wyłożyć porcję kremu, przykryć drugim blatem i drugą porcją kremu. Na koniec położyć 3 i ostatni blat czekoladowy. Pozostałym kremem udekorować boki. Najlepiej i najwygodniej użyć do tego dużego gorącego noża. Ja zawsze mam w kubeczku wrzątek i moczę w nim przez chwilę nóż i równomiernie rozprowadzam krem.

Czekoladowa polewa
3/4 tabliczki gorzkiej czekolady
2-3 łyżki masła lub oleju kokosowego
3-4 łyżki śmietanki 36%

Masło lub olej kokosowy rozpuścić. Dodać połamaną czekoladę, odstawić aż się zrobi miękka i dokładnie wymieszać z masłem. Na koniec dodać śmietankę. Całość przestudzić przez 5-10 min, aż zacznie gęstnieć. Polewę wylać na sam środek ciasta i nożem równomiernie rozprowadzić po brzegach, aż zacznie spływać i tworzyć fantazyjne wzory. Odstawić do lodówki na co najmniej godzinę. Można udekorować tort listkami świeżej mięty. Moim zdaniem w tej wersji jest najładniejszy.



Przepis pochodzi ze strony Moje Wypieki, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...